Będąc jeszcze na fali aranżacji stołu z poprzedniego wpisu przypomniałam sobie, że popełniłam niegdyś małą sesyjkę moim naczynkom inspirowanym twórczością Fornasettiego... Postanowiłam ją tu dzisiaj przywołać. Tajemniczy uśmiech... rozmarzone oczęta... Czyż nie śliczna ta buzia? ;)))
To tak na poprawę nastroju w ten pochmurny, ponury i deszczowy dzień.
Uśmiech poproszę!! :)
Do następnego! /
See you!
Swietny zestaw...i oczy i usta...achy i ochy:)***
OdpowiedzUsuńO, jest i uśmiech :)))
Usuńświetne!!
OdpowiedzUsuńŚmieję się szeroko, bo wyobraziłam sobie jak piję z tejfiliżanki kawkę, a tu cały czas na mniepatrzą te oczęta z talerzyka... Hmmmm,nie ma jak to kawa w towarzystwie, nawet jak wszyscy gdzieś sobie pójdą, prawda? :)))
Hihi, dokładnie! ;)) Ja codziennie mam wrażenie, że ktoś z półki zerka na mnie (jako że talerzyk tam się eksponuje) i prawie widzę jak przewraca stamtąd tymi swoimi oczętami... ;))
UsuńCo tu dużo mówić, ŚWIETNE!
OdpowiedzUsuńSuperowy komplet, zakochalam się! Ide szukać w necie.
OdpowiedzUsuń